Tajemnica. Zabójcze archiwa. Jaroszewicz, Steć, Fonkowicz
Czerwiec 1945 roku. Pałac w Radomierzycach na Dolnym Śląsku.
Do wnętrza budynku wchodzi trzech młodych wojskowych: Piotr Jaroszewicz, Tadeusz Steć i Jerzy Fonkowicz. Nie spodziewają się, że za chwilę natrafią na jedno z największych odkryć powojennej Europy – tajne archiwa, których uciekający Niemcy nie zdążyli zniszczyć.
Dokumenty oficjalnie przejmują Sowieci. Jednak, jak głoszą niektóre relacje, zanim do tego doszło, jedna ze skrzynek pełnych papierów trafiła do samochodu Polaków. Co zawierała? Tego – poza nimi – nie wiedział nikt.
Trzy noce, trzy zbrodnie
Noc z 30 na 31 sierpnia 1992 roku. W swojej willi w Aninie w brutalny sposób zostaje zamordowany 83-letni Piotr Jaroszewicz, były premier PRL, oraz jego żona Alicja.
Noc z 12 na 13 stycznia 1993 roku. W mieszkaniu w Jeleniej Górze ginie Tadeusz Steć – miał wówczas 68 lat.
Noc z 7 na 8 października 1997 roku. W swoim domu zostaje zamordowany 75-letni Jerzy Fonkowicz, emerytowany generał Wojska Polskiego.
Trzy zabójstwa, dokonane w różnych latach i miejscach, łączy wspólny mianownik:
- wszystkie zbrodnie wydarzyły się w nocy,
- ofiary były przed śmiercią brutalnie bite,
- z ich domów zniknęły niemieckie dokumenty.
Wszyscy trzej – Jaroszewicz, Steć i Fonkowicz – w 1945 roku pełnili służbę w Głównym Zarządzie Informacji Wojska Polskiego, czyli w wojskowym kontrwywiadzie. Każdy z nich pasjonował się również filatelistyką, posiadał w domach kolekcje znaczków i cenne dokumenty.
To właśnie oni, w pałacu w Radomierzycach, odnaleźli tysiące dokumentów Głównego Urzędu Bezpieczeństwa III Rzeszy. Wśród nich miały się znajdować:
- akta personalne,
- tajne listy i plany operacyjne,
- archiwa wywiadów francuskiego, belgijskiego i holenderskiego,
- a także archiwum paryskiego Gestapo – z nazwiskami konfidentów, opisami ciemnych interesów, przypadków kolaboracji z Niemcami i prowokacji organizowanych przez tajne służby.
Według niektórych źródeł dokumenty te dotyczyły także znanych osobistości z życia politycznego i kulturalnego Zachodu. Sprawą interesował się IV Departament RSHA kierowany przez Waltera Schellenberga, jedną z najważniejszych postaci hitlerowskiego wywiadu.
Część paczek ze zebranymi aktami miała trafić bezpośrednio do samochodu Piotra Jaroszewicza. Resztą archiwaliów zajął się sowiecki wywiad. Pod koniec lipca 1945 roku całe radomierzyckie archiwum wywieziono do Związku Sowieckiego – wcześniej jednak miało zostać skompletowane i zmikrofilmowane.
W 2007 roku Biuro Wywiadu Kryminalnego Komendy Głównej Policji oficjalnie przychyliło się do hipotezy, że zabójstwo małżeństwa Jaroszewiczów mogło mieć związek z niemieckim archiwum odnalezionym w Radomierzycach.
Brutalna noc w Aninie
Noc z 31 sierpnia na 1 września 1992 roku.
W luksusowej willowej dzielnicy Warszawy nieznani sprawcy mordują w bestialski sposób byłego premiera PRL Piotra Jaroszewicza oraz jego żonę Alicję Solską.
O politycznym tle tej zbrodni był przekonany Piotr Kostikow, wieloletni szef sektora polskiego w KC KPZR (1964–1980), odpowiedzialny za łączność z partiami krajów socjalistycznych. W swojej książce Widziane z Kremla pisał wprost: za morderstwem mogły stać motywy polityczne.
Do dziś sprawców tego mordu nie udało się odnaleźć. Najbliżsi współpracownicy Jaroszewicza są zgodni – trop należy prowadzić w głąb jego przeszłości. Ale ta okazuje się wyjątkowo niejednoznaczna.
Biała plama w dokumentach IPN
W Instytucie Pamięci Narodowej na temat Piotra Jaroszewicza zachowało się zaskakująco niewiele materiałów. Niewykluczone, że najważniejsze dokumenty zostały zniszczone lub – jak niektórzy twierdzą – trafiły do prywatnych, nielegalnych archiwów, podobnie jak część akt wykradzionych z MSW pod koniec lat 80.
Do dziś nie odnaleziono żadnych dokumentów dotyczących działalności Jaroszewicza w ZSRS. W archiwum IPN figuruje jedynie lakoniczna notatka biograficzna.
Wczesne lata i błyskawiczna kariera
Z notatki wynika, że Piotr Jaroszewicz urodził się 8 października 1909 roku w Nieświeżu. Ukończył studia pedagogiczne, a w latach 1929–1933 pracował jako nauczyciel w powiecie garwolińskim. Działał w Związku Młodzieży Wiejskiej, w Legionach Młodych oraz w Polskiej Partii Robotniczej (PPR).
W 1939 roku był już dyrektorem szkoły średniej w Bereźnie. Po wybuchu wojny znalazł się w sowieckiej strefie okupacyjnej: pracował jako robotnik leśny, później w Stalingradzie i w Kazachstanie.
W 1943 roku wstąpił do Armii Berlinga i błyskawicznie awansował – został zastępcą dowódcy do spraw polityczno-wychowawczych. Od sierpnia do grudnia 1945 roku pełnił obowiązki szefa Zarządu Politycznego Wojska Polskiego – instytucji pozostającej pod szczególną kuratelą NKWD, a następnie Głównego Zarządu Informacji Wojskowej (GZI).
To właśnie GZI, obok Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, odpowiadało za masowe represje, tortury i zbrodnie sądowe wobec żołnierzy AK, WiN, NSZ oraz cywilów.
Pod koniec 1945 roku Jaroszewicz został mianowany generałem brygady i objął stanowisko głównego kwatermistrza LWP. Zarówno władze PRL, jak i jego moskiewscy protektorzy otoczyli go szczególną opieką.
Sprawa Spychalskiego i cień podejrzeń
Nazwisko Piotra Jaroszewicza pojawiło się również w głośnej sprawie Mariana Spychalskiego. W 1947 roku funkcjonariusze GZI natrafili w Gdańsku na przedwojenne dokumenty Ministerstwa Spraw Wojskowych, opracowane przez współpracownicę Spychalskiego – Stanisławę Sowińską-Barbarę.
Wśród papierów były m.in. pokwitowania kasowe i życiorysy osób, które po wojnie zajmowały wysokie stanowiska w administracji PRL. Dokumenty wskazywały, że niektórzy z nich współpracowali przed wojną z kontrwywiadem „Dwójką”, który zwalczał komunistów.
Najbardziej kompromitujące nazwiska to:
- Włodzimierz Lechowicz,
- Alfred Jaroszewicz – przyrodni brat Piotra Jaroszewicza.
Obaj byli wówczas posłami Stronnictwa Demokratycznego i współpracownikami Władysława Gomułki.
Gomułka, gdy dowiedział się o dokumentach, bagatelizował sprawę. Podobnie postąpili Jakub Berman i Bolesław Bierut, agenci NKWD. Mimo to w połowie 1948 roku zapadła decyzja o rozpracowaniu operacyjnym Lechowicza, Alfreda Jaroszewicza i ich otoczenia.
Co ciekawe – choć formalnie figurowali jako współpracownicy sanacyjnego kontrwywiadu – w rzeczywistości infiltrowali „Dwójkę” na rzecz sowieckiego wywiadu.
Kompromitacja, która nie nadeszła
W wyniku działań operacyjnych doszło do licznych aresztowań i procesów pokazowych. Sam Spychalski miał być kompromitowany zeznaniami Jaroszewicza. Ostatecznie jednak do takiej konfrontacji nie doszło – generał Michał Rola-Żymierski sprzeciwił się tej politycznej intrydze.
Jaroszewicz uniknął kompromitacji i dalej piął się po szczeblach partyjnej i wojskowej kariery. Sprawa Spychalskiego, Lechowicza i Alfreda Jaroszewicza została zamknięta dopiero po 1956 roku, kiedy nastąpiła ich rehabilitacja i powrót do życia politycznego.
Internowanie Piotra Jaroszewicza w stanie wojennym
W archiwach Instytutu Pamięci Narodowej znajdują się dokumenty dotyczące internowania Piotra Jaroszewicza w grudniu 1981 roku. Były premier trafił do grupy 36 byłych działaczy PZPR, których przewieziono helikopterem do ośrodka Głębokie koło Drawska, a następnie do Trąbnik w byłym województwie siedleckim.
Decyzję o internowaniu poprzedziło pismo z 10 grudnia 1981 roku, sporządzone przez pułkownika Kazimierza Paskudzkiego i skierowane do wiceministra MSW, generała Władysława Ciastonia. W dokumencie wymieniono Jaroszewicza jako jednego z beneficjentów finansowania przez instytucje i przedsiębiorstwa przy budowie domów oraz przyjmowania kosztownych prezentów.
Kim był pułkownik Kazimierz Paskudzki?
Postać Paskudzkiego to przykład funkcjonariusza wysokiego szczebla aparatu bezpieczeństwa PRL. Urodzony 29 grudnia 1928 roku w Paszkach Dużych, od 1948 roku był prokuratorem wojskowym, a później oficerem Służby Bezpieczeństwa. W Biurze Śledczym MSW przeszedł drogę od funkcjonariusza po zastępcę dyrektora. W latach 1984–1988 pełnił funkcję rezydenta kontrwywiadu PRL w Mińsku, występując oficjalnie jako konsul. Do 1990 roku pozostawał w dyspozycji dyrektora Departamentu Kadr MSW.
Dlaczego Piotr Jaroszewicz został zwolniony?
Zarzuty wysuwane przez Paskudzkiego wobec Jaroszewicza nigdy nie zostały potwierdzone. Ze względu na zły stan zdrowia były premier został zwolniony z internowania pod koniec grudnia 1982 roku. Zwrócono mu również prywatny arsenał broni, zarekwirowany podczas zatrzymania.
Według nieoficjalnych informacji, na tę decyzję miała wpływ Moskwa, dla której Jaroszewicz był osobą zaufaną. Utrzymywał bowiem bliskie kontakty z politykami i wojskowymi ZSRR, a także oficerami GRU – wywiadu wojskowego.
„Znał doskonale język rosyjski, miał ogromne notowania w ZSRR. Jeśli choroba uniemożliwiała mu wyjazd do Moskwy wraz z Edwardem Gierkiem, to rozważano nawet przełożenie wizyty” – wspominała Teresa Rymsza, wieloletnia sekretarka Jaroszewicza.
Pamiętniki Piotra Jaroszewicza – tajemnice PRL i ZSRR
Minister przemysłu maszynowego Aleksander Kopeć zeznał, że były premier pisał monumentalne pamiętniki Piotra Jaroszewicza, liczące około 1800 stron. Planowano ich wydanie w trzech częściach. Zawierały m.in. kulisy zbrodni katyńskiej oraz tajemnice puczu Janajewa z sierpnia 1991 roku – nieudanej próby obalenia Gorbaczowa przez konserwatywne skrzydło KPZR i część armii radzieckiej.
Jaroszewicz chciał, aby pamiętniki zostały opublikowane dopiero po jego śmierci. Treść miała znać jego druga żona, Alicja Solska.
„Przerwane milczenie” i konflikty z ekipą Jaruzelskiego
Były premier przygotowywał także drugie wydanie swojej głośnej książki Przerwane milczenie. Pierwsze spotkało się z ogromnym zainteresowaniem, szczególnie wśród dawnych działaczy PZPR.
Wydawca Józef Święciński zeznał, że przed publikacją skontaktował się z nim rzecznik prasowy prezydenta Wojciecha Jaruzelskiego – Włodzimierz Łoziński – informując, iż urząd prezydenta chciałby zapoznać się z fragmentami książki. Jednak zdaniem Święcińskiego Jaruzelski ostatecznie nie poznał treści przed wydaniem.
Według świadków, w drugim wydaniu Jaroszewicz zamierzał opublikować dokumenty kompromitujące ekipę Jaruzelskiego. Dziennikarz Bohdan Roliński, który przeprowadzał rozmowy z byłym premierem, potwierdził, że wiele wątków nie trafiło do druku, m.in. dotyczących napięć w relacjach polsko-radzieckich.
Matrioszki sowieckie – sobowtóry w PRL
Jednym z tematów, które chciał poruszyć Jaroszewicz, były kulisy śmierci generała Karola Świerczewskiego. Według relacji NKWD, generał miał poznać metody przerzucania agentów sowieckich do Polski. Były to tzw. matrioszki sowieckie – Rosjanie wychowywani jako Polacy pod tożsamościami zamordowanych obywateli RP.
Jaroszewicz miał podać nazwiska wysokich działaczy partii i wojska, którzy w rzeczywistości byli takimi sobowtórami. Choć koncepcja „matrioszek” długo była w Polsce wyśmiewana, badacze jak prof. Paweł Wieczorkiewicz czy dr hab. Sławomir Cenckiewicz podkreślali jej realne znaczenie w historii PRL.
Śmierć generała Sylwestra Kaliskiego – zamach KGB?
Kolejny wątek, który Jaroszewicz chciał ujawnić, dotyczył tragicznej śmierci generała Sylwestra Kaliskiego – wybitnego fizyka, posła i ministra nauki. Był on inicjatorem polskich badań nad mikrosyntezą termojądrową z użyciem lasera i pracował nad koncepcją polskiej bomby wodorowej.
Zginął w 1978 roku w wypadku samochodowym. Według nieoficjalnych informacji, które Jaroszewicz miał uzyskać od wojskowych, generał został zamordowany przez KGB, ponieważ odmówił podzielenia się swoją wiedzą z Moskwą.
Złoto FON – zagadka defraudacji
Jaroszewicz nosił się również z zamiarem opisania kulis zniknięcia złota Funduszu Obrony Narodowej (FON). Sprawa stała się głośna w 1989 roku, kiedy zajęły się nią Sejm i Senat. Minister sprawiedliwości Andrzej Pętkowski polecił wszczęcie śledztwa prokuraturze, a równolegle sprawę badała Najwyższa Izba Kontroli.
W 1990 roku powstała również Komisja Obywatelska pod przewodnictwem prof. Aleksandra Gieysztora. Jej członkowie przeszukali tysiące dokumentów w Polsce i Londynie. Odkryto szereg nieprawidłowości, m.in. brak 26 kg złotych monet z Narodowego Banku Polskiego.
Mimo ogromu pracy, nie udało się sformułować aktu oskarżenia – dokumenty były niekompletne, wiele z nich celowo zniszczono.
Zabójstwo Piotra Jaroszewicza i Alicji Solskiej – tajemnica, błędy śledztwa i kolejne procesy
Piotr Jaroszewicz czuł, że jest inwigilowany
Przed śmiercią były premier miał silne poczucie, że jest inwigilowany. Zeznał o tym Stanisław Kociołek – wicepremier, członek Biura Politycznego KC PZPR i były ambasador PRL w Moskwie.
Inni świadkowie twierdzili, że o ważnych sprawach w domu Jaroszewiczów nigdy nie rozmawiano. Rozmowy odbywały się w ogrodzie, z dala od ścian mogących kryć podsłuchy. Sekretarka premiera, Teresa Rymsza, zeznała, że już w czasach, gdy Jaroszewicz był szefem rządu, obawiano się podsłuchów w jego domu.
„Był niezwykle ostrożny. Po kawie w bibliotece zawsze wychodziliśmy na rozmowę do ogrodu. W jego szafie znaleziono nawet podsłuch” – wspominała Rymsza.
Wieczorne spacery i broń przy łóżku
Jaroszewicz miał stałą porę wieczornych spacerów ze swoim sznaucerem olbrzymim – psem obronnym kupionym specjalnie do ochrony. Kilka tygodni przed śmiercią zmienił zwyczaje. Zaczął wychodzić później niż zwykle i – jak sugerują świadkowie – mógł się z kimś spotykać.
Od tego czasu nosił także przy sobie pistolet, który wcześniej leżał obok niego w domu. Do dziś nie wiadomo, z kim mógł się umawiać.
Noc zbrodni – 31 sierpnia 1992
Do podwójnego zabójstwa doszło w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 roku. Córka Alicji Solskiej z pierwszego małżeństwa – Hanna – dzień wcześniej wyjechała z dziećmi do USA. Zabójcy wiedzieli, że starsze małżeństwo zostało w domu samo.
Nie wiadomo, jak dostali się do środka. Pies obronny został obezwładniony paralizatorem – lub, jak sugerowali śledczy, wpuszczony przez znajomych rodziny. Pistolet Jaroszewicza leżał nieużywany na stoliku.
Były premier został torturowany. Sprawcy zmienili mu nawet pokrwawioną koszulę. Ślady wskazują, że musiał podpisywać dokumenty – oprawcy przywiązali go do fotela, ale zostawili wolną prawą rękę.
Żona Piotra Jaroszewicza, Alicja Solska, w tym czasie spała w sypialni na piętrze. Sekcja zwłok wykazała, że w jej organizmie znajdowała się substancja z grupy benzodiazepin – silny środek nasenny. Napastnicy ułożyli ją w łazience na kołdrze, podkładając pod głowę małą poduszkę. Zginęła od strzału z myśliwskiego sztucera.
Tajemnicze dokumenty i sejf Jaroszewicza
Policję o zbrodni powiadomił syn Jaroszewicza, zaniepokojony brakiem kontaktu. Funkcjonariusze przyjęli rabunek jako motyw zabójstwa, choć w domu zostało wiele kosztowności, a pieniądze pozostawiono nietknięte.
Sprawcy skupili się na gabinecie Piotra Jaroszewicza. Metalowa szafa pancerna była niemal pusta – zostały w niej tylko koperty, kartonowe pudełka i formularz w języku rosyjskim, który przypadkiem wypadł spod sejfu. Dokument nigdy nie został przetłumaczony, a w aktach śledztwa istnieje tylko lakoniczna wzmianka o jego istnieniu.
Rodzina zeznała, że Jaroszewicz nigdy nie zostawiał sejfu otwartego. Na półkach brakowało jednego pudełka w formacie A4. Czy mogły to być pamiętniki Piotra Jaroszewicza? Wśród znajomych krążyły pogłoski, że były premier trzymał w domu archiwum mogące pogrążyć znanych polityków.
Skandaliczne błędy śledztwa
Śledztwo od początku naznaczone było fatalnymi błędami policji i prokuratury. Funkcjonariusze gasili papierosy na miejscu zbrodni, roznosili ślady krwi na butach, a sprzęty dotykano przed ich zbadaniem.
Zabezpieczono odciski palców na okularach, szafie i sztucerze. Jednak foliogramy z odciskami… zaginęły w niewyjaśnionych okolicznościach. W aktach znalazły się jedynie kasety wideo z wizji lokalnej.
Synowi Jaroszewicza oddano kasetkę z kosztownościami bez spisu zawartości. W dokumentach zapisano jedynie, że „były tam kosztowności”.
Nieskuteczne procesy i uniewinnienia
Policja szybko wytypowała domniemanych sprawców: Krzysztofa R. ps. „Faszysta”, Wacława K. ps. „Junik”, Henryka S. ps. „Sztywny” i Jana K. ps. „Krzaczek”. Wszyscy zostali jednak uniewinnieni, a Skarb Państwa wypłacił im odszkodowania.
Mimo tego, policjanci i prokuratorzy prowadzący sprawę otrzymywali awanse. Przykładem jest prokurator Zbigniew Błaszczyński, późniejszy wiceszef Prokuratury Okręgowej w Warszawie, a w rządzie Leszka Millera – wiceminister Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Prawdziwych zabójców premiera PRL Piotra Jaroszewicza i jego żony nie odnaleziono do dziś.
Gang karateków i proces w XXI wieku
Kolejny przełom ogłoszono w 2018 roku. 14 marca prokurator generalny Zbigniew Ziobro poinformował o zatrzymaniu trzech podejrzanych. Dwóch z nich przyznało się do winy i złożyło obszerne zeznania.
W grudniu 2019 roku skierowano akt oskarżenia przeciwko członkom tzw. gangu karateków. Proces przed Sądem Okręgowym w Warszawie ruszył w sierpniu 2020 roku. Oskarżonymi byli Robert S., Marcin B. i Dariusz S. Według śledczych to oni mieli zamordować Jaroszewicza, a sam Robert S. – zastrzelić Alicję Solską.
Jednak w listopadzie 2024 roku zapadł wyrok uniewinniający – sąd nie dopatrzył się winy oskarżonych. We wrześniu 2025 krakowska prokuratura złożyła apelację.
Gang karateków – od sportowych medali do jednej z najgłośniejszych zbrodni III RP
Początki – karatecy z Radomia
W latach 70. i 80. sekcja karate Akademickiego Zespołu Sportowego Wyższej Szkoły Inżynierskiej w Radomiu była dumą środowiska sportowego. Zawodnicy zdobywali medale, odnosili sukcesy w kraju i za granicą. Wśród nich byli późniejsi przestępcy: Dariusz S., Marcin B. i Robert S.
Kiedy na początku lat 90. Polska pogrążyła się w transformacji ustrojowej, kariera sportowa nie dawała już szans na utrzymanie się. Byli karatecy, którzy jeszcze kilka lat wcześniej stawali na podium, postanowili wykorzystać swoją sprawność i dyscyplinę w inny sposób – wchodząc na drogę przestępczą.
Plan na szybki zarobek
Ich pomysł był prosty: napady na bogate domy w całej Polsce. Interesowały ich wyłącznie pieniądze i złota biżuteria, którą łatwo można było przetopić na sztabki i sprzedać. Omijali dzieła sztuki i antyki – zbyt trudne do upłynnienia, wymagające kontaktów z paserami i zwracające uwagę policji.
Tak powstał gang karateków, który w krótkim czasie stał się postrachem właścicieli luksusowych willi i jedną z najbardziej rozpoznawalnych grup przestępczych początku lat 90.
Zasady gangu karateków
Każdy napad poprzedzała drobiazgowa obserwacja. Przez wiele dni gangsterzy śledzili domowników, sprawdzali ich nawyki, godziny powrotów i wyjść, a nawet to, czy zostawiali otwarte okna.
Podczas samych włamań starali się działać „profesjonalnie”. Ofiary wiązali, ale często traktowali je w sposób, który w ich mniemaniu miał świadczyć o „kodeksie honorowym” – podkładali poduszki pod głowy, uspokajali dzieci, a czasem nawet oddawali część biżuterii, jeśli miała dla właścicieli wartość sentymentalną.
Do ucieczki używali samochodów ofiar, które później porzucali na stacjach benzynowych. Zdarzało się, że dzwonili do właścicieli i informowali, gdzie mogą odzyskać pojazdy.
Przez dwa lata gang miał na koncie blisko 30 napadów. Początkiem ich końca stało się jednak brutalne pobicie znajomego powiązanego z mafią pruszkowską.
Powiązanie ze sprawą Piotra Jaroszewicza
Według prokuratury to właśnie członkowie gangu karateków mieli w 1992 roku dokonać włamania do willi w Aninie i zamordować Piotra Jaroszewicza oraz jego żonę Alicję Solską-Jaroszewicz.
Choć przez lata nie udowodniono im winy, ich nazwiska przewijały się w aktach śledztwa i policyjnych analizach. Sam sposób działania – brutalne związanie ofiar i skupienie się na cennych przedmiotach – pasował do stylu „karateków”.
Zbrodnie gangu karateków
Choć przez lata o gangu karateków mówiono, że kierował się „zasadami” i unikał przemocy wobec ofiar, rzeczywistość wyglądała inaczej. W 1991 roku podczas jednego z napadów w Gdyni doszło do morderstwa – Robert S. miał zamordować małżeństwo S.
Podczas innego włamania w Poznaniu właściciel domu, słysząc krzyk żony, próbował sięgnąć po broń napastników. Doszło do szarpaniny, padł strzał i mężczyzna zginął na miejscu. Robert S. tłumaczył później, że to tragiczny przypadek i nie zamierzał nikogo zabijać.
Napady na biznesmenów – sprawa Wiesława Peciaka
Gang karateków nie ograniczał się jedynie do domów prywatnych. Jedną z ich ofiar stał się znany biznesmen Wiesław Peciak, który dorobił się ogromnego majątku, prowadząc niejasne interesy.
Według jego zeznań, gangsterzy obrabowali go na kwotę sięgającą trzech miliardów starych złotych. Peciak nie zgłosił sprawy na policję – zamiast tego zwrócił się o pomoc do swojego znajomego z półświatka, legendarnego gangstera Andrzeja Kolikowskiego „Pershinga”.
To właśnie „Pershing” miał odszukać napastników i przywieźć ich do domu Peciaka. Tam doszło do brutalnego „przesłuchania” – bandytów ciągnięto samochodem po bruku, a jednemu przewiercono kolano wiertarką. W efekcie gangsterzy oddali część zrabowanych pieniędzy, ale żeby zdobyć resztę, musieli… dokonywać kolejnych napadów.
Podczas napadu na willę Peciaka karatecy włamali się również do jego sejfu. Znaleźli tam dokumenty i pełnomocnictwa podpisane przez Bogusława Bagsika, jednego z szefów słynnej spółki Art-B.
Dokumenty dotyczyły egzekucji długów zaciągniętych przez osoby powiązane z Bagsikiem. Wśród dłużników figurowało wiele nazwisk z politycznego i biznesowego świecznika początku lat 90. Jednym z nich miał być Ireneusz Sekuła – były wicepremier i minister w rządach PRL oraz III RP, postać niezwykle kontrowersyjna, której losy także zakończyły się tragicznie.
Tajemnicza śmierć przewodnika Tadeusza Stecia – skarby III Rzeszy, złoty pociąg i zaginione archiwa
Makabryczne odkrycie w Jeleniej Górze
Ranek 12 stycznia 1993 roku. Pod adresem Jelenia Góra, ul. Orla 3/4, do mieszkania znanego sudeckiego przewodnika Tadeusza Stecia przychodzi jego znajomy Bogusław Gajos, by zawieźć go na badania do szpitala. Gajos puka do drzwi, ale nikt nie odpowiada. W mieszkaniu panuje cisza. Podejrzewając, że przyjaciel mógł doznać zawału, dzwoni na policję.
Na miejsce przyjeżdżają funkcjonariusze z II Komisariatu Policji w Jeleniej Górze-Cieplicach wraz ze ślusarzem. Po otwarciu drzwi w pokoju stołowym znajdują ciało Tadeusza Stecia. Już na pierwszy rzut oka widać, że przewodnik został zamordowany.
Wkrótce na miejsce dociera grupa operacyjno-śledcza z Komendy Wojewódzkiej Policji w Jeleniej Górze wraz z prokuratorem i lekarzem. Ten ostatni stwierdza, że Steć nie żyje od kilku godzin – śmierć nastąpiła około północy w wyniku ciosów w głowę, najprawdopodobniej zadanych młotkiem.
Policja nie znajduje śladów włamania. Wszystko wskazuje na to, że przewodnik sam wpuścił zabójcę. A przecież Steć słynął z nieufności – często nie otwierał drzwi, rozmawiał tylko przez zamknięte wejście, kazał się identyfikować w świetle dodatkowego oświetlenia zainstalowanego na korytarzu.
Śledczy rozważali też, że ofiara mogła być przed śmiercią torturowana. Przy nodze Stecia znaleziono włączony grzejnik, który spowodował oparzenia – nie było jednak pewności, czy powstały za życia, czy już po śmierci.
Kolekcjoner i przewodnik pełen tajemnic
W mieszkaniu panował bałagan, ale trudno było ustalić, czy powstał on w wyniku rabunku, czy był stanem codziennym. Steć mieszkał samotnie, żył w nieuporządkowany sposób, choć był aktywnym przewodnikiem górskim. Oprowadzał wycieczki krajowe i zagraniczne po Karkonoszach, pisał książki krajoznawcze, prowadził kursy przewodnickie, zakładał koła turystyczne m.in. w jednostkach wojskowych.
Podczas oględzin ujawniono imponujące zbiory: książki krajoznawcze, starodruki, mapy, foldery w języku polskim i niemieckim, znaczki pocztowe w klaserach, setki przeźroczy i rozmaite starocie związane z historią Dolnego Śląska. Przewodnik miał też szerokie kontakty z instytucjami, w których wygłaszał prelekcje o regionie.
Nie było tajemnicą, że Tadeusz Steć posiadał cenne dokumenty i starodruki, a jego mieszkanie przypominało małe muzeum. W 1995 roku część zbiorów trafiła do Muzeum Karkonoskiego, lecz bez najcenniejszych przedmiotów. Istniało podejrzenie, że część dokumentów zniknęła już tuż po jego śmierci.
Śledztwo i zaginięcie dokumentów
12 stycznia 1993 roku wszczęto śledztwo. Już następnego dnia wydano postanowienia o przeszukaniu mieszkań i pomieszczeń osób związanych ze Steciem. Celem było odnalezienie m.in. znaczków pocztowych, starodruków, książek historycznych i herbów.
Aspirant R. Laskowski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Jeleniej Górze raportował, że w mieszkaniu przewodnika znajdowały się wartościowe przedmioty: starodawne mapy, niemieckie widokówki, encyklopedie, opracowania geograficzne. Były one na tyle cenne, że – jak stwierdził Czesław Margas, ówczesny dyrektor Archiwum Państwowego w Jeleniej Górze – część z nich mogła stanowić własność archiwum państwowego.
Skarby Dolnego Śląska i złoty pociąg
Steć był świetnym gawędziarzem. Oprowadzając wycieczki, sypał anegdotami o Dolnym Śląsku i opowiadał o skarbach pozostawionych przez uciekających w 1945 roku Niemców. Wspominał o kosztownościach, tajnych dokumentach i legendarnym złotym pociągu.
Temat niemieckiego archiwum z Radomierzyc pierwszy raz opisał w 2006 roku pisarz Jerzy Rostkowski w książce Radomierzyce – archiwa pachnące śmiercią. Opisał tam odkrycie w 1945 roku w pałacu w Radomierzycach tajnych archiwów. Według niektórych relacji Steć miał wówczas pełnić rolę tłumacza dla Piotra Jaroszewicza.
O radomierzyckim archiwum mówił też Henryk Piecuch, emerytowany pułkownik LWP i dawny funkcjonariusz WOP. Twierdził, że był przyjacielem Stecia, choć jego nazwisko nie pojawia się w aktach śledztwa. Piecuch długo utrzymywał, że historia archiwum jest prawdziwa, by dopiero w 2010 roku zasugerować, że część relacji mogła być zmyślona.
Jednak istnienie archiwum potwierdzają niemieckie źródła. Dolny Śląsk po 1945 roku stał się mekką poszukiwaczy skarbów. Zdarzały się pobicia i zastraszanie osób prowadzących prywatne eksploracje. A opowieści o złotym pociągu, rzekomo ukrytym w okolicach Wałbrzycha, do dziś rozpalały emocje – szczególnie od 2015 roku, gdy media informowały o jego rzekomym odnalezieniu.
W złotym pociągu miały znajdować się dzieła sztuki, dokumenty i złoto. Według jednej z wersji pociąg wyruszył w listopadzie 1944 roku z Petersdorfu, a następnie wjechał do tajnego tunelu w kompleksie pod Górami Sowimi. Tematem interesowały się nie tylko grupy poszukiwaczy, ale także służby specjalne PRL i III RP. Raporty o skarbach trafiały bezpośrednio do Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka. Jednym z informatorów służb był właśnie Tadeusz Steć.
Wątki polityczne i służby specjalne
Po 1989 roku poszukiwaniem niemieckich skarbów zajmowali się także funkcjonariusze Urzędu Ochrony Państwa. Jednym z nich był Jan Lesiak – dawny oficer SB, który trafił do UOP dzięki protekcji Jacka Kuronia. Lesiak, znany później z „afery teczek”, kierował zespołem zbierającym informacje m.in. o złotym pociągu. Dokumentacja związana ze złotym pociągiem została przyjęta przez Urząd Ochrony Państwa.
Nie bez znaczenia było także to, że w latach 70. I sekretarzem KW PZPR w Jeleniej Górze został Stanisław Ciosek, który chodził po górach z Tadeuszem Steciem. To właśnie on i inni działacze partyjni byli karmieni opowieściami przewodnika o skarbach i legendarnym pociągu.
Śledztwo zepchnięte na boczny tor
Mimo wielu wątków śledczy od początku skupiali się na jednej hipotezie: że motywem zabójstwa były kontakty homoseksualne przewodnika. Tadeusz Steć był znanym homoseksualistą, co potwierdzali jego znajomi i sąsiedzi. Według akt, często wpuszczał do mieszkania młodych mężczyzn – żołnierzy, studentów – i bywał przez nich szantażowany oraz okradany.
Choć ta wersja stała się oficjalnym tropem, trudno nie zauważyć, że z mieszkania Stecia zniknęły przede wszystkim niemieckie dokumenty i starodruki – a nie pieniądze czy wartościowe precjoza.
Śledztwo prowadzono tak, by nie zajmować się wątkiem archiwaliów i cennych dokumentów. Tymczasem wielu świadków twierdziło, że przewodnik posiadał bezcenne starodruki, m.in. z XV wieku, które zaginęły po jego śmierci.
Umorzenie i bezowocne wznowienia
Sprawę umorzono 17 grudnia 1993 roku, nie ustalając sprawców. W uzasadnieniu napisano, że „na obecnym etapie sprawa nie rokuje ustaleniem sprawców zabójstwa Tadeusza Stecia”.
W 2009 roku prokurator Marcin Zarówny z Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze jeszcze raz przeanalizował akta. Potwierdził, że wiele tropów zostało pominiętych. Mimo to nie udało się ustalić, kto stał za morderstwem przewodnika sudeckiego, który wiedział tak wiele o skarbach III Rzeszy i zaginionych archiwach Dolnego Śląska.
Śmierć generała
Generał Jerzy Fonkowicz nkowicz należał do czołówki komunistycznych generałów PRL. Dysponował potężną wiedzą o ludziach władzy i mechanizmach systemu. Przed wojną działał w Komunistycznym Związku Młodzieży Polskiej, pozostającym pod egidą KPP. Jego mentorem był Wiaczesław Mołotow – człowiek odpowiedzialny za Wielki Głód na Ukrainie i współodpowiedzialny za Katyń, podpisany pod decyzją z 5 marca 1940 roku. Fonkowicz należał też do żydowskiej organizacji młodzieżowej „Spartakus”.
W 1941 roku dołącza do Związku Walki Wyzwoleńczej, w którego kierownictwie zasiada Marian Spychalski. Rok później, po powstaniu PPR, Fonkowicz zaczyna pracę w wywiadzie Gwardii Ludowej. To czas bliskiej współpracy NKWD z Gestapo przy zwalczaniu polskiego podziemia niepodległościowego – o czym pisał Piotr Gontarczyk w książce PPR. Droga do władzy 1941–1944. Pod koniec 1942 roku Fonkowicz trafia do Oddziału Informacji GL, wkrótce zostaje jego szefem.
W styczniu 1944 roku, już w strukturach Armii Ludowej, staje na czele specjalnej grupy bojowej Oddziału II Sztabu Głównego AL. Utrzymuje wówczas kontakty z Piotrem Jaroszewiczem, Władysławem Gomułką i Marianem Spychalskim.
Akcja na archiwum Delegatury Rządu
17 lutego 1944 roku na rozkaz Spychalskiego Fonkowicz prowadzi akcję na archiwum Delegatury Rządu przy ul. Poznańskiej 12. Gestapo uzyskuje namiary dzięki podwójnemu agentowi Arturowi Jastrzębskiemu. W efekcie AL zdobywa dokumenty dotyczące agentury wśród komunistów, co uruchamia falę aresztowań.
W archiwum, w dziale bezpieczeństwa Delegatury, Wacław Kupiecki „Kruk” przyjmuje – bez sprawdzenia – Bogusława Hrynkiewicza „Aleksandra”, znanego również jako „Boguś”. Był to aktywny działacz komunistyczny i agent NKWD. Gomułka opisywał później, że „Boguś” poprowadził ludzi wprost na lokal Delegatury, gdzie czekali gestapowcy. Sam zabrał część dokumentów i zniknął. Zatrzymano pracowników Delegatury, w tym przodownika policji granatowej. W mieszkaniach przeprowadzano rewizje, a właścicielowi lokalu podano zatruty napój. Hrynkiewicz wrócił już bez materiałów, a ludzi Fonkowicza odesłał – „ich udział się kończy”. „Kruk” został następnie zlikwidowany przez Niemców.
Podział zdobytych akt był jasny: Hrynkiewicz zabrał dokumenty dotyczące działalności antykomunistycznej, Niemcy przejęli papiery antyniemieckie i część materiałów antykomunistycznych. Fonkowicz zdążył jeszcze sporządzić raport. Niedługo później sam trafił w ręce Niemców i został wywieziony do obozu pracy w Eisenhüttenstadt.
Radomierzyce i skarby III Rzeszy
Po wojnie, dzięki wsparciu Spychalskiego, Fonkowicz wraca z Paryża i podejmuje pracę w Informacji Wojskowej, której zadaniem było „obezwładnianie reakcji”. W 1945 roku obejmuje stanowisko szefa odcinka Oddziału II GZI. W czerwcu tego samego roku, wraz z Jaroszewiczem i Steciem, przejmuje archiwa z Radomierzyc. Były tam tysiące teczek: od dokumentów wywiadu Sztabu Generalnego, przez akta dotyczące Leona Bluma, Rothschildów, kolaboracji, po materiały o polityce III Rzeszy wobec Żydów, Polaków i Holendrów. Znaleziono też dokumentację przejmowania skarbów kultury.
W latach 90. Anatol Prokopienko z Komitetu Archiwów Rosji przypominał, że część materiałów trafiła do Moskwy, na ul. Wyborską 3. 7 czerwca 2001 roku, podczas wizyty królowej Beatrix, Rosja oddała Holandii część archiwaliów z Radomierzyc, Czochy i Książa. Według nieoficjalnych źródeł, już w latach 50. i 60. dokumenty te wykorzystywano do szantażowania i werbowania ludzi na Zachodzie – nie tylko przez ZSRR, ale także przez służby PRL. To tłumaczyłoby niezwykłą skuteczność wywiadu PRL we Francji.
Kadry MON i Helsinki
W latach 50. Fonkowicz występuje jako świadek w procesie Spychalskiego, ale sam nie zostaje objęty aktem oskarżenia. Zostaje przeniesiony do kwatermistrzostwa. W 1956 roku obejmuje stanowisko szefa Departamentu Kadr MON i pozostaje na nim do 1964 roku. Następnie wyjeżdża jako attaché wojskowy do Helsinek. WSW prowadzi jego teczkę pod kryptonimem „Ząbek”, dokumentując każdy krok.
6 września 1967 roku zostaje odwołany z Helsinek bez prawa powrotu. Raport zarzuca mu forsowanie kadr pochodzenia żydowskiego i odmienne stanowisko wobec izraelskiej agresji. Rok później, w atmosferze antysemickich czystek, Fonkowicz zostaje zwolniony z wojska. W tym czasie szefem MON jest już Wojciech Jaruzelski, a Spychalski przewodniczy Radzie Państwa.
„Kontakt operacyjny E”
W listopadzie 1968 roku WSW opracowuje plan „przedsięwzięć operacyjno-profilaktycznych” wobec generała. Rozpoznają jego relacje z cywilami i dyplomatami Finlandii, w tym Heinstandem Neinelem i Lolą Osmo. Działania prowadzi też Zarząd II. Efektem jest całkowite rozpracowanie. SB werbuje Fonkowicza jako „kontakt operacyjny E” w Wydziale III Departamentu III MSW.
20 maja 1974 roku „E” wyjeżdża do Norwegii „po materiały do książki”. Podczas spotkania wyraźnie koncentruje się na sprawach politycznych i operacyjnych. Raporty, które składa, dotyczą fińskich i norweskich polityków.
Od 1969 roku, już jako wojskowy w stanie spoczynku, regularnie podróżuje do Skandynawii. Przywozi materiały do książek: Helsińskie ABC, Sztokholmskie ABC, Oslo — przewodnik po Skandynawii, Kwiaty, które nie fiordów. Paszport dostaje bez żadnych przeszkód. Jego kontakty z SB i WSW trwają aż do 1989 roku.
Dwa napady i zbrodnia
6 września 1996 roku ma miejsce pierwszy napad. Generał zostaje ogłuszony, na głowę zakłada mu się worek, a mieszkanie zostaje przeszukane. Znikają pieniądze i telewizor. Sprawców nie ujęto. Wszystko wygląda na rozpoznanie przed właściwą akcją.
Dom Fonkowicza stał w lesie. Był otoczony wysoką siatką z drutem kolczastym, a na podwórku biegał pies. Gosposia, Barbara Churska, 1 października 1997 roku zauważyła ciemny samochód z dwoma mężczyznami w wieku około 33–35 lat.
W nocy z 7 na 8 października 1997 roku, około północy, trzech napastników przedziera się przez siatkę od strony lasu. Wybijają lufcik w drzwiach balkonowych. Najpierw atakują gosposię – krępują ją kablem i zamykają w piwnicy. Gdy prosi o papierosa, dostaje „popularnego” i zapalniczkę. Zauważa, że jeden z napastników ma na twarzy ciemne rajstopy. Z góry dobiega krzyk: „Baśka! Baśka! Ratunku!”. Po godzinie kobiecie udaje się uwolnić. Fonkowicz już nie żyje. Leży skrępowany, skatowany, po brutalnych torturach.
O drugiej w nocy wzywa pogotowie i policję. KRP w Piasecznie zabezpiecza ślady: przecięte drzwi balkonowe prowadzące do siatki, przy której leżą czarne rajstopy. Pies tropiący znajduje dalej brązowe rajstopy, a jeszcze dalej – szare skarpety. Samochody odjechały leśną drogą. Rajstopy służyły zarówno do maskowania, jak i krępowania ofiary.
Śledztwo: rabunek zamiast polityki
Prokuratura od początku bagatelizuje wątek polityczny i przyjmuje wersję o rabunku, choć z domu zniknęły cenne dokumenty. W styczniu 1998 roku prokurator Ryszard Kuciński stwierdza: „Od 30 lat generał był na emeryturze…”.
Zatrzymano pięciu podejrzanych, na ławie oskarżonych zasiadło sześciu: Stanisław W., Jacek D., Artur K., Marcin B., Piotr R. i Tomasz M. Ostatecznie przed sądem stanęło czterech. „Ślady zapachowe” uznano za poszlakę, nie dowód. Areszty uchylono. Piotr R. zginął podczas policyjnej interwencji, Tomasz M. zniknął bez śladu.
8 grudnia 2009 roku Sąd Okręgowy w Warszawie, VIII Wydział Karny, w składzie: Urszula Krzynówek, Ewa Grochowska-Nitkowska, Ryszard Strzałkowski i Alicja Tomaszewska-Pawlik, przy udziale prokuratorek Barbary Karpińskiej, Małgorzaty Letkiewicz-Madejskiej i Iwony Kijek oraz córki generała, Ewy Fonkowicz – wydał wyrok uniewinniający. Sąd uznał m.in. wiarygodne wyjaśnienia Artura K. w sprawie czeku na 300 zł, który miał być częścią planu „zrobienia bańki”.
Błędy śledztwa – szczególnie przy zabezpieczaniu zapachów – przypominały te ze sprawy Jaroszewiczów. Zasada in dubio pro reo przesądziła o uniewinnieniu. „Domniemanie niewinności nie zostało obalone” – napisano w uzasadnieniu.
Milczące archiwa
Z każdym rokiem maleją szanse na wyjaśnienie zabójstwa generała Jerzego Fonkowicza. Jego córki, Anna i Ewa, podkreślają, że ojciec żył w poczuciu zagrożenia, którego nigdy im nie wyjaśnił. Skradzione przedmioty i niemieckie dokumenty z domowego archiwum nie zostały odnalezione.
Dziękuję, że przeczytałeś /przeczytałaś artykuł do końca. Jeżeli chcesz, by powstawały na tej tego typu materiały, włącz się proszę jako Patron.
Twoje wsparcie jest bezcenne!
